Czy w 2025 roku była susza?

19 listopada 2025
F. Lusinio Serrano/Unsplash.
F. Lusinio Serrano/Unsplash.

Jedni na długo zapamiętają niezwykle suche warunki wiosną, kiedy uprawy ozime nie miały skąd czerpać wody niezbędnej do wznowienia wegetacji, a uprawy jare wysiewano „w pył”. Inni powiedzą, że przecież od maja często i mocno padało, a kombajny grzęzły w błocie. Faktyczny obraz mijającego roku znajdziemy w danych. Na ich podstawie możemy określić stan zasobów wodnych i stwierdzić czy gleba była w stanie zmagazynować wodę i zaspokoić potrzeby wodne roślin.

AUTORZY:
Michał Lewicki. IMGW-PIB, Centrumej Osłony Kraju, Zespół Prognoz Agrometeorologicznych
Natalia Strojna. IMGW-PIB, Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju, Pracownia Doskonalenia Produktów Hydrologicznych

Najprostszym sposobem określenia ilości opadów atmosferycznych, jakie spadły w poszczególnych miesiącach, jest odczyt sumy opadów w poszczególnych lokalizacjach, na przykład stacjach synoptycznych. Dane te jednak niewiele nam mówią bez odniesienia ich do norm wielkoletnich (tj. średnich z lat 1991-2020). Takie porównanie pokazuje, że już od stycznia na wielu stacjach notowano opady niższe niż zwykle, w lutym było tak w całej Polsce, a niedobory dominowały również w kolejnych dwóch miesiącach. Odnosząc to do obszaru całego kraju, okazuje się, że w styczniu spadło 73 proc. normy wieloletniej, w lutym 43 proc., w marcu 64 proc., a w kwietniu 59 proc. Widać więc bardzo wyraźnie, że braki wody opadowej kumulowały się w czasie. Chociaż w maju było nieco lepiej (w niektórych miejscach sklasyfikowano ten miesiąc jako mokry, w kilku kolejnych jako przeciętny), a suma obszarowa wyniosła 88 proc. normy, to w czerwcu powróciły warunki bardziej suche (79,8 proc. normy, na wielu stacjach miesiąc suchy). Dopiero lipiec przyniósł zasadniczą zmianę – opadów było nawet w nadmiarze, w skali kraju sumy odpowiadały aż 123 proc. normy wieloletniej, a na większości stacji miesiąc sklasyfikowano jako mokry i bardzo mokry. Potem przyszedł suchy, a miejscami bardzo i skrajnie suchy sierpień (54 proc. normy) oraz bardzo zróżnicowany w zależności od regionu wrzesień.

Wskaźnik SPI z wyraźnymi anomaliami na plus i na minus

Standardized Precipitation Index (SPI) to wskaźnik powszechnie stosowany do charakteryzowania suszy atmosferycznej. Zgodnie z wytycznymi European Drought Observatory (EDO) i Global Drought Observatory (GDO) indeks SPI opisuje anomalię opadów względem średniej klimatologicznej okresu referencyjnego (tutaj: 1991-2020). Ujemne wartości wskaźnika wyznaczają warunki suche (deficyt opadów), podczas gdy wartości dodatnie – warunki mokre. Na poniższym rysunku przedstawiono wartości SPI wyliczone dla miesięcznej kumulacji (SPI-1). Potwierdza on, że w skali całego kraju kwiecień, czerwiec i sierpień charakteryzowały się przewagą ujemnych SPI, podczas gdy w lipcu i wrześniu przeważały wartości dodatnie. Sezon wegetacyjny rozpoczął się więc suchym kwietniem, w którym szczególnie w północnej części Polski widać zdecydowany deficyt opadów. Maj zdaje się być zbilansowany, neutralny, z lekką tendencją do warunków wilgotnych. Czerwiec był miesiącem z największą przestrzenną różnorodnością panujących warunków – w południowej części kraju wystąpił deficyt opadów, który zmniejszał się w kierunku północnym, przechodząc w lekką nadwyżkę. Lipiec charakteryzował się najwyższymi wartościami SPI w całej Polsce, sugerując wyjątkowo wysoką ilość opadów względem okresu referencyjnego. W sierpniu powróciły w miarę równo rozłożone – poza częścią zachodniej Polski – warunki suche. Sezon wegetacyjny zakończył się dość mokrym wrześniem.

Zyski z deszczu kontra straty na parowanie

Na warunki wilgotnościowe wpływają nie tylko sumy opadów, ale też w znacznym stopniu wielkość strat w postaci ewapotranspiracji (parowania). Dlatego do analizy wodnego rachunku „zysków i strat” niezbędne jest zestawienie obu tych wartości dla poszczególnych dekad i miesięcy. Pozwala to na wykrycie momentów w roku, w którym przeważają łączne zyski w postaci opadów bądź straty w postaci parowania lub też gdy wielkości te równoważą się. Przedstawione na kolejnej grafice obliczenia oparto na danych pomiarowych z wybranych stacji synoptycznych IMGW-PIB. Na koniec analizowanego okresu (od stycznia do października 2025 r.) w żadnej z analizowanych lokacji nie wystąpiła równowaga – w każdym przypadku straty na parowanie znacząco przewyższały dostawy wody z opadami. Niekiedy różnice te były bardzo duże (np. Łódź, Lublin, Opole). W większości przypadków początkowo sumy parowania były wyższe, jednak z biegiem czasu zaznaczyła się przewaga strat (ewapotranspiracji). Taki bilans może sugerować dalsze konsekwencje – pogłębiające się niedobory wilgoci glebowej czy też obniżanie się poziomu wód gruntowych, niskie przepływy w rzekach. Może to też oznaczać brak warunków do długoterminowego uzupełniania zasobów wód podziemnych.

Matematyka suszy – woda na minusie

Użyteczną i powszechnie stosowaną miarą wielkości suszy bądź nadmiaru wilgoci jest klimatyczny bilans wodny (KBW), czyli różnica pomiędzy sumami opadów w danym okresie a sumami parowania, wyrażona w milimetrach. Wykorzystując KBW sprawdziliśmy, na ile rok 2025 był wyjątkowy spośród kilku minionych lat. Patrząc na krzywe obrazujące miesięczne wartości, możemy dostrzec szczególną prawidłowość – w prawie wszystkich z badanych stacji synoptycznych rok 2025 rozpoczął się „na sucho”. Z biegiem czasu niedobory na ogół się utrzymywały, a nawet pogłębiły. Z kolei w Szczecinie, gdzie początkowo utrzymywały się warunki dość wilgotne, kolejne miesiące przyniosły straty, tak że kwiecień charakteryzował się warunkami zdecydowanie bardziej suchymi niż analogiczny okres w poprzednich latach. Takie ujęcie pozwala też inaczej spojrzeć na „kontekst” dość mokrego lipca (a dalej września i października) – w większości przypadków zwiększenie wilgotności nie było tak spektakularne, jak mogłoby się wydawać, a ponadto obfite deszcze wystąpiły późno, po całej serii suchych miesięcy. Trudno więc mówić o nadrobienie długoterminowych „zaległości”.

Zastosowanie danych satelitarnych, w połączeniu z danymi opadowymi opartymi m.in. na sieci radarów, pozwala dość precyzyjnie oszacować wielkości KBW w wybranym kroku czasowym w dużej rozdzielczości. Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym miesiącom. W tym roku były wśród nich takie, kiedy różnice pomiędzy obszarami Polski były umiarkowane i to pomimo faktu, iż opady atmosferyczne ze swej natury rozkładają się raczej nierównomiernie w przestrzeni (również ewapotranspiracja wykazuje się pewnym zróżnicowaniem, choć to rozkład opadów zdaje się być tu elementem dominującym). Bywają też miesiące, jak lipiec, kiedy różnice są zasadnicze – mogliśmy mówić wręcz o suszy panującej w części regionów Polski, podczas gdy w innych częściach kraju problem stanowił nadmiar opadu (wystąpiły lokalne podtopienia, a rolnicy mieli problem z przeprowadzeniem żniw z powodu zbyt dużego uwilgotnienia gleby). Kolejne miesiące lata 2025 cechowały się nie tylko następstwem okresów suchych i mokrych, ale też tym, że znaczne obszary dotknięte niedoborami wody (np. rozległe tereny na Mazowszu) również w okresie ogólnie wilgotniejszym nie otrzymały opadów w ilości pozwalającej na uzupełnienie braków. Warunki posuszne mocno pogłębiły się. Co ciekawe, porównując rozkład przestrzenny opadów w postaci wysokości wskaźnika SPI oraz rozkład wartości KBW można zauważyć znaczną zbieżność. Wnioski o ogólnie suchym kwietniu, czerwcu i sierpniu, mokrym lipcu oraz zróżnicowanym regionalnie maju i wrześniu są bardzo podobne. Równocześnie użycie różnych danych pozwala na nieco inne spojrzenie na suszę – w ujęciu jedynie „opadowym” bądź to uwzględniając inne parametry składające się na wielkość ewapotranspiracji. Zasadniczo można stwierdzić, że nawet pomimo dość wysokich opadów, zmienne warunki (jak na przykład wartości temperatury, usłonecznienia czy prędkości wiatru) mogą istotnie wpłynąć na ostateczny rachunek wodnych „zysków i strat”.

Teraz możemy zobaczyć, gdzie wody przybyło, a gdzie ubyło w ujęciu całego sezonu wegetacyjnego liczonego od kwietnia do września. Najczęściej obserwowanym zjawiskiem jest podstawowa rozbieżność pomiędzy obszarami górskimi „zbierającymi opady” a nizinami, gdzie pada przeważnie mniej, zaś woda w znacznych ilościach dopływa siecią rzeczną. Jak pokazuje poniższa mapa, w roku 2025 wystąpiła bardzo wyraźna „niesprawiedliwość” – takie obszary jak Mazowsze, Podlasie, północna Wielkopolska czy też większość Ziemi Lubuskiej były z pewnością „poszkodowane” i otrzymały wyjątkowo mało wody. Przy analizie tak długiego okresu, sumy KBW poniżej –150 mm i –200 mm sugerują możliwość wystąpienia suszy rolniczej.

Sucha prawda o glebie – czy deszcze coś zmieniły?

Po analizie wysokości opadów atmosferycznych oraz wielkości parowania warto zbadać, ile wody pozostaje w glebie, co ma zasadnicze znaczenie z rolniczego punktu widzenia. Część wody, która nie została utracona wraz z parowaniem dostaje się od razu do cieków, rowów i zbiorników wodnych poprzez spływ powierzchniowy. W taki właśnie sposób błyskawicznie tracimy znaczne ilości wody „otrzymanej” np. z deszczów nawalnych – w szczególności na terenach słabo przepuszczalnych (np. zabetonowanych powierzchniach miast) i tam, gdzie ziemia jest wysuszona i zaskorupiona. Oczywiście zawsze jakaś część przesiąka w głąb profilu glebowego. Tu też dużo się dzieje, np. tylko rośliny uprawne mogą zatrzymywać od kilku procent do około ¼ wody opadowej. Ile finalnie wody dostanie się głębiej zależy m.in. od głębokości systemu korzeniowego roślin oraz stopnia nasycenia kolejnych warstw gleby. Jako że cały ten proces wymaga czasu, możemy dostrzec pewne opóźnienie w nawadnianiu głębszych poziomów, podczas gdy warstwa przypowierzchniowa jest znacznie bardziej podatna na szybko zachodzące zmiany.

Na kolejnym zestawie map przedstawiono anomalie wilgotności gleby w okresie kwiecień-wrzesień 2025 roku w trzech warstwach: 0-7, 7-28 oraz 28-100 cm. Anomalie były wyliczane jako odchylenia od wartości referencyjnych dla wybranego okresu. Dodatnie wartości anomalii wilgotności gleby w danej warstwie będą oznaczały nadwyżkę wilgoci względem referencji, a niższe – deficyt. Pomimo sporej zmienności wartości SPI oraz KBW między miesiącami, anomalie wilgotności gleby wskazują we wszystkich miesiącach na warunki suche, które stopniowo się poprawiały. Jednakże nawet w lipcu, który według pozostałych wskaźników był miesiącem bardzo mokrym, a wartości anomalii w pierwszej warstwie są neutralne, gleba na trzecim, najgłębszym poziomie była przesuszona. Niewielkie obszary anomalii dodatniej widoczne są w sierpniu i wrześniu na północy Polski. Należy pamiętać, że uwilgotnienie gleby zmienia się z widocznym opóźnieniem względem stanu opadów oraz znacznie łagodniej niż SPI czy KBW, zarówno pomiędzy warstwami, jak i miesiącami. Oznacza to również, że duże sumy opadów w niektórych miesiącach nie zrównoważyły deficytu w głębszych warstwach gleby.

Z kryzysu w kryzys

Przypomnijmy, że zima 2024/25 była stosunkowo łagodna i sucha, co znacznie utrudniło wiosenny start wegetacji roślin. Wszystkie kolejne zimowe miesiące charakteryzowały się sumami opadów mniejszymi od wielolecia referencyjnego 1991-2020 (w ujęciu obszarowym obejmującym całą Polskę). Oznaczało to niejako kumulację deficytu wody. Co ważne, opadów w postaci śniegu było szczególnie mało, a to one przy powolnym topnieniu najlepiej służą gromadzeniu zapasów wody w glebie. Zagrożenie niedoborami wody na samym początku okresu wegetacyjnego dotyczyło upraw ozimych – zwłaszcza na wschodzie i w centrum kraju oraz na Opolszczyźnie, zaś z biegiem czasu zagrożenie „przesunęło się” na północny zachód Polski, tym razem dotykając najmocniej zasiane już uprawy jare.

Po epizodzie mrozów w lutym, następujące w marcu ocieplenie stanowiło impuls do intensywnego wzrostu roślin (charakterystyczne dla wczesnej wiosny gatunki kwitły wcześniej niż zwykle), przy utrzymującym się jednak w wielu regionach kraju deficycie wilgoci w glebie. Była to sytuacja niekorzystna z punktu widzenia uprawy roślin. Zbliżone warunki nie ograniczały się zresztą do terenu Polski – podobne trudności przeżywali rolnicy w Niemczech, Czechach, Danii czy Szwecji – wszędzie wielkości opadów wynosiły co najwyżej połowę normy, a dość wysokie temperatury zwiększały jeszcze parowanie (źródło: JRC MARS Bulletin). Wyczekiwane kwietniowe opady też nie nadeszły w wystarczającej ilości. Zarówno marzec, jak i kwiecień na większości stacji synoptycznych zostały zakwalifikowane jako suche, bardzo suche lub skrajnie suche. Tymczasem pod względem temperatur oba miesiące znacznie przewyższały normy wieloletnie – w marcu w większości kraju o 2-3 stopnie i więcej, niewiele mniejsze były dodatnie anomalie w kolejnym miesiącu. Druga dekada kwietnia przyniosła dni, w których w najcieplejszych godzinach termometry pokazywały już wartości znacznie powyżej 20°C. Dopiero w maju sumy opadów były bardziej zbliżone do normy i chwilowo uratowały większość upraw. Ponadto, niskie temperatury skutkowały znacznie zmniejszonym parowaniem (choć przymrozki uszkodziły niektóre uprawy). To jednak nie wystarczyło, aby nadrobić „zaległości” w zakresie wilgotności gleby. Rosły obawy o sytuację w kolejnych miesiącach i o przyszłe plony. Na rozległych obszarach Polski wilgoć nie dotarła do głębszych warstw gleby, które wysychały coraz bardziej, chociaż wilgotność zdawała się zadowalająca na powierzchni.

W czerwcu rozkład opadów, a tym samym również warunki wilgotnościowe, był bardzo zróżnicowany, zaś w lipcu – pomimo ogólnie wilgotnych warunków – wiele obszarów pozostało wciąż suchych. Jednocześnie niektóre regiony, np. Szczecin, Gorzów Wielkopolski, Toruń, Łódź czy Rzeszów, zmagały się z nadmiarem wody. W przypadku zbóż deszcze te nie tylko przyszły za późno, ale na tym etapie stanowiły sporą przeszkodę dla żniw i innych prac polowych oraz dla jakości zbieranego ziarna, które przy nadmiernej wilgotności bardzo traci na wartości. Rolnicy byli zmuszeni wypatrywać więc okien pogodowych, mówiło się o „kradzionych żniwach”. W tym samym czasie w Warszawie i Lublinie pogłębiała się susza. Sierpień w większości kraju był już suchy, zaś we wspomnianej Warszawie i Lublinie jeszcze bardziej suchy. Temperatura maksymalna wielokrotnie przekraczała 30 stopni, zwiększając parowanie. To fatalne warunki do siewu upraw ozimych, jak na przykład rzepaku. Ucierpiały też krzewy owocowe. Nawet wrzesień, kiedy w wielu regionach spadło trochę deszczu, nie okazał się łaskawy. Szczególnie złe warunki panowały w części Mazowsza, gdzie do 21-22 września panowały wciąż wysokie, letnie temperatury. W innych rejonach miejscami padało znów za dużo – tym razem utrudniało to wykopki ziemniaków i zbiory kukurydzy.

Długotrwałe deficyty wody – obserwowane zarówno w opadach, jak i w stanie gleby – miały swoje odzwierciedlenie w hydrologii. W lipcu i sierpniu na obszarze Polski wydanych zostało odpowiednio 111 i 124 ostrzeżeń przed suszą.

Susza – więcej niż brak deszczu

Ustalenie czy mamy do czynienia z suszą nie jest łatwą sprawą, chociaż może się nam wydawać, że wystarczy spojrzeć za okno, dotknąć suchej gleby albo pójść na spacer nad rzekę, by dostrzec, że wody brakuje. Takie podejście do problemu sprzyja subiektywnym odczuciom, które mogą być mylące – aby im nie ulegać, potrzebne są twarde dane meteorologiczne i hydrologiczne oraz szerszy kontekst. Susza jest bowiem zjawiskiem złożonym, rozciągniętym w czasie i przestrzeni, a jej poszczególne etapy często wzajemnie na siebie nachodzą i się przenikają. Suszę atmosferyczną charakteryzują niskie opady, tutaj przedstawiane jako ujemne wartości SPI. Po niej następuje susza glebowa, którą można opisać za pomocą wskaźnika wilgotności gleby. Indykatorem łączącym te dwa etapy suszy jest klimatyczny bilans wodny, wyjaśniający relację opad – stan roślinności w zależności od warunków glebowych. Kolejną fazą jest susza hydrologiczna, objawiająca się w niskich stanach i przepływach, a ostatnią susza hydrogeologiczna, która obejmuje braki w zasobach wód podziemnych i jej skutki są najdłużej odczuwalne.

Zmienność warunków w czasie i przestrzeni wymusza na nas konieczność czujnego obserwowania i wnikliwej analizy każdego ze wskaźników suszy. Czasem deficyty wody zagrażają pewnym obszarom lub wybranym uprawom rolnym, podczas gdy w innych rejonach, nawet dość niedaleko, wody jest za dużo. Czasem susza „ukrywa” się pod wierzchnią warstwą gleby – wydaje się nam, że zagrożenie braku wody już minęło, tymczasem „pod spodem” deficyt wody wciąż rośnie, co może oznaczać długoterminowe skutki. Jeśli chcemy skutecznie chronić zasoby wodne, potrzebna jest codzienna uważność i myślenie perspektywiczne.

(Visited 30 times, 30 visits today)

Don't Miss