Chociaż ostatnie lata przyzwyczaiły nas do nietypowych zim, to tegoroczna rzeczywistość zaprzecza wszelkim znanym prawidłowościom. Po ciepłym grudniu nadszedł jeszcze cieplejszy styczeń, z temperaturami sięgającymi niemal 20 st. Celsjusza, po czym wczesna wiosna została odwołana, gdy w lutym – dosłownie w odstępie kilku dni – w wielu miejscach notowano silne mrozy (do niemal –20 st. Celsjusza). Do tego niskie opady i prawie brak pokrywy śnieżnej. A wygląda na to, że najgorsze jeszcze przed nami – deficyt wody w głębszych warstwach gleby oznacza ogromny problem dla roślin i to tuż przed startem wegetacji.
AUTORZY: Joanna Chmist-Sikorska, Michał Lewicki. IMGW-PIB/Centrum Meteorologicznej Osłony Kraju, Zespół Prognoz Specjalistycznych
Zimy przestały się nam kojarzyć z siarczystymi mrozami i obfitymi opadami śniegu. I chociaż łagodne temperatury powodują, że uprawy ozime nie zatrzymują całkowicie procesów życiowych – a rolnicy mogą liczyć na dodatkowe tygodnie, w których zasiane rośliny zdążą na czas dorosnąć do pożądanego etapu – to tak zróżnicowane i zmienne w czasie warunki atmosferyczne wywołują wiele problemów. Od pewnego czasu obserwujemy przesuwanie się fenologicznych pór roku – charakterystyczne dla zarania wiosny czy wczesnej wiosny zjawiska następują wcześniej. Tradycyjne kalendarzowe terminy siewu traktowane są już tylko orientacyjnie. Brak pokrywy śnieżnej pogłębia suszę, a nagłe spadki temperatury i przymrozki zwiększają ryzyko utraty plonów już na początku okresu wegetacji.
Ciepło – zimno, ciepło – zimno
Grudzień 2024 r. był bardzo ciepły – średnia obszarowa temperatura dla Polski przewyższyła normę wieloletnią aż o 2,3 st. Celsjusza. Efektem były wysokie straty wilgoci w wyniku nadmiernego parowania, na co nałożyły się niezwykle niskie – nawet jak na grudzień – opady (zaledwie 70,7 proc. normy dal tego miesiąca). Rok 2024 zakończyliśmy z minusowym bilansem wodnym. Styczeń nie przyniósł niestety poprawy. Średnie dobowe temperatury powietrza były wyższe od normy wieloletniej dla okresu 1991-2020, a największe odchylenia przekraczające 4 stopnie odnotowano w Mikołajkach (+4,2°C), Białymstoku (+4,4°C) i Suwałkach (+4,7°C). Ciepła była zwłaszcza ostatnia dekada stycznia, gdy na znacznej części obszaru Polski temperatura minimalna nie spadła poniżej 0 st. Celsjusza. Opady, mimo że się pojawiły, to tylko na północy kraju przekroczyły normę wieloletnią. Na przeważającym obszarze Polski warunki sklasyfikowano jako przeciętne i suche. Wskaźniki wilgotności w wierzchnich warstwach gleby (0-7 cm, 7-28 cm) utrzymywały się powyżej 40 proc., na głębokości 28-100 cm wilgotność była niższa. Warunki termiczne zapowiadały rychłe nadejście wiosny – na czterech stacjach synoptycznych IGMW odnotowano początek kwitnienia leszczyny pospolitej. Luty miał jednak inne plany…
Już w pierwszych dniach miesiąca temperatury spadły do ok. 0 st. Celsjusza, ale prawdziwe apogeum nastąpiło w połowie lutego, gdy nad Polskę napłynęły niezwykle chłodne masy powietrza związane z wyżem znad Grenlandii. Pojawiły się przelotne opadu śniegu i silny mróz – w wielu rejonach kraju temperatury minimalne mieściły się w przedziale od –12 do –17 st. Celsjusza, zaś przy gruncie miejscami spadały poniżej –20 stopni (m.in. w Jeleniej Górze, Poznaniu, Łodzi, Kozienicach, Białymstoku). Aura wręcz „zwariowała”, bo w ciągu doby wahania temperatury wynosiły nawet 20 stopni! (od –20°C do 0°C). I chociaż finalnie średnia miesięczna temperatura powietrza dla lutego zmieściła się w granicach normy, to rośliny uprawne zostały wystawione na bardzo trudne warunki atmosferyczne.


Falstart wiosny i problemy z wodą
W lutym na terytorium Polski spadło ponad 50 proc. mniej opadu niż wynosi średnia z miesiąca dla wielolecia 1991-2020. W niektórych rejonach (np. w Opolu) w ciągu całego lutego i pierwszej dekady marca nie zanotowano właściwie śladu deszczu czy śniegu. Niemniej skutki tych niedoborów są w tym momencie trudne do zmierzenia. Ocena wilgotności gleby w wierzchniej warstwie (0-7 cm) jest bardzo ograniczona, ponieważ w okresie zimowym wartości zbliżone do zera (lub oznaczone kolorem białym – poniżej skali) często oznaczają przemarznięcie gleby. W takiej sytuacji odpowiedzi należy „szukać głębiej”. W ważnej dla upraw ozimych warstwie 28-100 cm wilgotność była przeważnie niewielka, co wynikało z przebiegu pogody w okresie zimowym. Opady na przełomie lutego i marca nie wystarczyły do zasilenia całego profilu glebowego – ich skutek był widoczny w wierzchniej warstwie, ale nie był równomiernych dla wszystkich regionów Polski.



Pod koniec lutego zaczęły napływać informacje o pierwszych obserwacjach zakwitania podbiału pospolitego – na 7 stacjach można mówić więc o zaraniu wiosny. Jednak przyśpieszenie to nie jest jednoznaczne. Co prawda w Zakopanem i Kozienicach zaranie wiosny nastąpiło ponad dwa tygodnie wcześniej niż zwykle (w stosunku do wielolecia 2007-2021), ale już np. na zachodzie i w okolicy Lublina tylko niewiele ponad 5 dni przed czasem lub mieściło się w granicy normy. Ze względu na to, że niektóre pojawy zarania wiosny odnotowano jeszcze przed mrozami, a wiele kolejnych dopiero po ich ustąpieniu, to całościowy obraz nadejścia tej pory roku może tym razem wyglądać nietypowo.

Pogodowe zawirowania groźne dla roślin
Tegoroczna zima może prowadzić do wystąpienia dwóch kluczowych zagrożeń. Pierwszym jest wysmalanie, zjawisko obserwowane zwłaszcza wśród roślin uprawnych, polegające na uszkodzeniu tkanek roślinnych na skutek utraty wody. Charakterystyczną cechą tego procesu jest zmiana barwy naziemnych części roślin z zielonego na żółty, aż po ciemny brunatny. Kluczowymi czynnikami sprzyjającymi wysmalaniu są:
- brak okrywy śnieżnej stanowiącej naturalną izolację przed mrozem;
- silne wiatry zwiększające parowanie wody z powierzchni liści;
- mrozy i zmienne temperatury utrudniające pobieranie wody ze zmarzniętej gleby.
Skutkiem tego zjawiska jest przede wszystkim zamieranie roślin, ich przerzedzenie i osłabienie konkurencyjności wobec chwastów. Ponadto osłabione rośliny cechują się ograniczoną zdolnością do wzrostu i rozwoju wiosną. Dodatkowo uszkodzone w ten sposób uprawy są bardziej narażone na infekcje grzybowe czy ataki innych agrofagów. Zapobieganie skutkom wysmalania jest dość trudne. O ile na pokrywę śnieżną nie mamy wpływu, o tyle możliwe jest w jakimś stopniu ograniczenie negatywnego oddziaływania wiatru. Stosowanie pasów ochronnych z drzew lub krzewów oraz wszelkiego rodzaju zadrzewień śródpolnych zmniejsza siłę wiatru na polu. Dodatkową ochronę może stanowić zabieg mulczowania resztek pożniwnych. Warstwa pozostawionej ścierni chroni powierzchnię gleby m.in. przed wiatrem, a tym samym erozją.
Drugim zagrożeniem jest wypieranie – zjawisko, podczas którego dochodzi do podnoszenia się roślin wraz z bryłami gleby na skutek zamarzania i rozmarzania wody w glebie. Procesy te są związane z kilkoma czynnikami:
- dużą wilgotnością gleby jesienią, sprzyjającą intensywnemu przemieszczaniu się wody w profilu glebowym zimą;
- brakiem pokrywy śnieżnej stanowiącej izolację termiczną, ograniczającej ilość naprzemiennych cykli zamarzania i rozmarzania;
- wahaniami temperatury zimną i dużymi dobowymi amplitudami;
- rodzajem gleby warunkującym zdolność do gromadzenia wody;
- płytkim systemem korzeniowym rośliny zwiększającym jej podatność na zjawisko wypierania.
Skutkiem wypierania jest przede wszystkim zerwanie kontaktu korzeni z glebą, a tym samym uniemożliwienie roślinie pobierania wody i składników odżywczych. Ponadto odsłonięte korzenie wystawione na działanie mrozu są bardziej podatne na uszkodzenia. Podobnie jak w przypadku wysmalania, dotknięte wypieraniem rośliny są bardziej podatne na choroby i tym samym mogą przynosić mniejszy plon. Aby zapobiec temu zjawisku polecane jest stosowanie poplonów oraz mulczowanie resztek pożniwnych, dzięki czemu struktura gleby ulega poprawie, a dodatkowo warstwa ścierniska ogranicza wpływ innych negatywnych czynników atmosferycznych.




W jakim stopniu lutowa fala mrozów zaszkodziła roślinom? Trudno jeszcze o jednoznaczne wnioski. Skutki będą zróżnicowane i zależne od długości trwania silnych mrozów w poszczególnych regionach, amplitudy temperatury czy stopnia zahartowania roślin w danej lokalizacji. Czynnikiem wzrostu roślin pilnie obserwowanym przez rolników oraz analityków pozostanie z pewnością wilgotność gleby i prognozy opadów atmosferycznych. W połowie marca sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie, pomimo występujących w tym czasie opadów, miejscami bardzo obfitych, lecz dość krótkotrwałych.