O sezonie zimowym w polskich górach, lawinach, prognozach i wpływie klimatu oraz człowieka na bezpieczeństwo turystyki górskiej rozmawiam z Pawłem Chrustkiem, kierownikiem Stacji Badań Śniegu i Lawin Hala Gąsienicowa z IMGW-PIB oraz Kubą Radlińskim, członkiem Służby Śniegowo-Lawinowej GOPR.
Rafał Stepnowski: Zbliżamy się do końca sezonu zimowego. Jaka była tegoroczna zima i jak wyglądał ruch turystyczny, bo przecież cały czas funkcjonujemy w realiach pandemii?
Paweł Chrustek (IMGW): Zima w polskich górach zaczęła się dość późno, bo stała pokrywa śnieżna utworzyła się dopiero na początku stycznia. Obecnie na Hali Gąsienicowej mamy 50-60 cm śniegu (dane z 4 marca 2021 r., przyp. red.). Bardzo charakterystycznymi zjawiskami były, i nadal są, szybkie przyrosty pokrywy śnieżnej i równie szybkie roztopy. Jeśli chodzi o temperaturę, to mijająca zima jest dość niestabilna. W stosunku do średnich wieloletnich styczeń był chłodniejszy, a luty znacznie cieplejszy. Wyjątkowym jest także nierównomierny ruch turystyczny i prawdziwy najazd amatorów białego szaleństwa, zwłaszcza osób zainteresowanych dość nowym w polskich górach rodzajem aktywności – skitouringiem. Pełne szlaki, opróżnione wypożyczalnie sprzętu, ludzie uciekali w tym roku od popularnych zwykle stoków.
Kuba Radliński (GOPR): To prawda. W wyniku zamknięcia stoków większość osób poszukiwała innej możliwości wypoczynku w górach. Z tego też powodu widać było wzrost liczby narciarzy skiturowych, czy poruszających się na biegówkach, a także turystów pieszych. Wzrost ten nie był jednolity – są rejony gdzie praktycznie był niezauważalny, natomiast te bardziej popularne przeżywały prawdziwe oblężenie, pomimo długotrwałego zamknięcia górskiej bazy noclegowej.
Jak wygląda zagrożenie lawinami w polskich górach? Gdzie lawiny występują i czy ryzyko ich pojawienia się maleje, czy też wzrasta?
KR: Lawiny występują tam, gdzie są sprzyjające warunki. Są oczywiście pewne rejony gór w Polsce, gdzie zagrożenie lawinowe jest zdecydowanie największe, ale każdy obszar o odpowiednim nachyleniu zbocza i przy skumulowaniu pokrywy śnieżnej może być potencjalnie niebezpieczny. Najbardziej narażone na lawiny i zjawiska lawinowe są oczywiście Tatry. Występują tu wszystkie czynniki lawinotwórcze, tj. duże nachylenie zboczy, silny wiatr, pokrywa śnieżna, a zejścia lawiny można się spodziewać właściwie we wszystkich partiach o charakterze wysokogórskim. Kolejne tereny, gdzie lawiny również występują i ich prawdopodobieństwo jest znaczne, to Karkonosze, masyw Babiej Góry i Bieszczady, jednakże miejsc zagrożonych jest tu znacznie mniej. Dla tych czterech obszarów publikowany jest codzienny komunikat o poziomie zagrożenia lawinowego – dla Tatr przez kolegów z TOPR, w pozostałych rejonach przez GOPR. Istnieje też kilka lokalizacji, dla których GOPR publikuje ostrzeżenia w sytuacji bardzo niestabilnych warunków: Śnieżnik Kłodzki, Pilsko czy Pieniny. W pozostałych polskich górach zjawiska lawinowe występują rzadko i są ograniczone do wybranych miejsc i specyficznych warunków. Wspomnieć też należy, że w ostatnich latach, głównie w wyniku coraz większego ruchu narciarskiego, zwłaszcza pewnej eksploracji freeridowej, dowiadujemy się o nietypowych obszarach występowania zjawisk lawinowych. Takim przykładem jest szczyt Cergowa w Beskidzie Niskim. Najwyższy wierzchołek tej góry to zaledwie 716 m n.p.m., ale panują tam na tyle sprzyjające warunki klimatyczne i silne wiatry, że prawie co roku występują zjawiska lawinowe, a przynajmniej raz doszło do wypadku z udziałem narciarza. Na szczęście skończyło się bez poważniejszych urazów.
Jaki jest mechanizm powstawania lawin? I czy zmiana klimatu wpływa na ryzyko i częstotliwość występowania tych zjawisk?
PC: Kiedyś mówiliśmy o trzech czynnikach lawinotwórczych, dziś zwykle wymienia się cztery. Po pierwsze rzeźba terenu – nachylenie stoku powyżej 30 stopni to książkowy przykład czynnika sprzyjającego formowaniu się zjawisk lawinowych. Następnie pokrywa śnieżna i odpowiednie przemiany w jej strukturze, które umożliwiają zsunięcie się śniegu. Trzeci czynnik to pogoda – zmiana temperatury, wiatr i opady – każdy z tych elementów wpływa na stabilność pokrywy śnieżnej. Kompilacja tych trzech uwarunkowań określa ryzyko pojawienia się lawiny. No i czynnik czwarty, czyli człowiek – statystyki pokazują, że w przytłaczającej większości przypadków bodźcem wyzwalającym lawinę był albo porwany, albo członek tej samej grupy.
KR: Te kwestie klimatyczne i pogodowe trudno jednoznacznie określić. Na pewno mamy do czynienia ze stałym skracaniem się długości sezonu zimowego w polskich górach. Przyrost pokrywy śnieżnej jest bardzo gwałtowny, podobnie jej zanikanie – to są czynniki na pewno zwiększające prawdopodobieństwo pojawiania się lawin. W ostatnich latach obserwujemy też inne ciekawe zjawisko – intensywne opady śniegu powiązane z północnymi wiatrami – co ma określone następstwa. W rejonach, gdzie pokrywa śnieżna kumulowała się zwykle po północnej stronie masywów, a ukształtowanie terenu sprzyjało formowaniu się lawin, zagrożenie tym zjawiskiem znacznie się zmniejszyło ze względu na odkładanie śniegu na innych wystawach. Z drugiej strony np. w Bieszczadach uaktywniły się obszary lawinowe, o których wiedzieliśmy, że mają pewien potencjał, ale przez kilkanaście lat nie wystąpiły tam odpowiednie warunki pogodowe. Wydaje się, że w najbliższej przyszłości zima w polskich górach będzie dynamiczna, zmienna, co będzie również różnicowało zagrożenie lawinowe.
Krótka zima oznacza kumulację ruchu turystycznego. Czy powinniśmy się więc spodziewać, że aktywność człowieka będzie tym głównym czynnikiem lawinotwórczym?
KR: Moim zdaniem sezon jakoś dramatycznie się nie skrócił. Natomiast w ostatnich latach mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem zainteresowania innymi aktywnościami zimowymi poza stokami, typu skitouring czy freeride. To oznacza, że coraz częściej duże grupy ludzi będą poruszać się w obszarach bez infrastruktury, nieprzygotowanych dla turystów, w miejscach, gdzie zwykle człowiek się nie pojawiał. I będą szukać miejsc stromych, w których kumuluje się dużo śniegu i są odpowiednie warunki do aktywności. W takim terenie i przy obecności człowieka ryzyko lawin, niekoniecznie tych dużych, gwałtownie wzrasta
PC: Obecnie kończymy analizy wieloletnich obserwacji pokrywy śnieżnej na Hali Gąsienicowej sięgających końca lat 20. ubiegłego wieku. Wyraźnie widzimy trend skracania się okresu występowania śniegu w górach i przesunięcia początku sezonu zimowego na pierwsze dni stycznia. Bardzo interesujące są też spostrzeżenia dotyczące opadów. Jeszcze w latach 80. i 90. przyrost pokrywy śnieżnej w polskich obszarach górskich był stopniowy, bardziej rozłożony w czasie. Roztopy również następowały powoli. Ale od mniej więcej 15-20 lat wyraźnie zwiększa się dynamika tych procesów. Opady śniegu są bardzo nieregularnie i często odstają od normy. Coraz trudniejsze staje się prognozowanie zmian w pokrywie śnieżnej. Te fluktuacje opadowe, połączone np. z intensyfikacją wiatrów z północy, to czynniki sprzyjające powstawaniu lawin w terenach, w których wcześniej nie obserwowano tego zjawiska. Dodatkowo wyniki z Hali Gąsienicowej wskazują na lekko rosnący trend wysokości opadów, ale z przewagą opadów deszczu. Obserwujemy więc przesunięcie się granicy śniegu w wyższe partie gór.
Jak poruszać się w górach, by nie trafić na lawiny i co zrobić jeśli już znajdziemy się w niebezpiecznej sytuacji?
KR: Nie jest możliwe podanie jednej zasady, która będzie funkcjonować wszędzie. W Tatrach praktycznie każda aktywność zimą, wejście w teren wysokogórski, wiąże się z koniecznością oceny ryzyka lawinowego, podjęcia odpowiednich decyzji oraz znajomości zasad poruszania się i autoratownictwa. Ważny jest też odpowiedni sprzęt. Wiedzę w tym zakresie można zdobyć na kursach, a potem ją sobie utrwalić i nauczyć się z niej korzystać w praktyce. W pozostałych obszarach lawinowych powinniśmy poruszać się po terenie dopuszczonym do ruchu turystycznego – z reguły na czas zimy szlaki lub ich fragmenty, które są narażone na zejścia lawin, są zamykane. Oczywiście przy wysokim zagrożeniu nawet to nie daje całkowitej pewności, zdarzają się niewielkie fragmenty tras, które mogą być ryzykowne. W pozostałych polskich górach typowy turysta praktycznie nie ma się czego obawiać, tym natomiast którzy szukają stromych naśnieżonych miejsc można zalecić głownie rozsądek i pewne krytyczne podejście do zastanych warunków. Polega to na umiejętności zastosowania wiedzy i doświadczeń z większych gór w warunkach stromego zbocza w lesie, czy zaśnieżonego jaru.
Jak badamy lawiny i czy nowe technologie pomagają nam lepiej przewidywać ryzyko?
PC: Bazowe techniki badawcze i obserwacyjne to nadal dość tradycyjne rozwiązania. W wyznaczonych miejscach mierzymy grubość pokrywy śnieżnej, ile spadło świeżego śniegu, określamy jego gatunek oraz analizujemy typowe charakterystyki pogodowe, takie jak: temperaturę i wilgotność powietrza oraz wiatr. Samą strukturę pokrywy rozpoznajemy na postawie analizy wykopanego ręcznie przekroju, chociaż są już pewne rozwiązania automatyczne wspomagające ten proces. Coraz większą rolę odgrywa modelowanie, do którego potrzebujemy też odpowiedniej ilości danych. Dużym wsparciem są oczywiście obrazy satelitarne w dużej rozdzielczości, na których obecność i jakość pokrywy śnieżnej możemy obserwować z dokładnością nawet do 10 metrów. Lokalny skaning laserowy (lotniczy i naziemny) zwiększa tę precyzję nawet do centymetrów. To pozwala nam lepiej prognozować i modelować zjawiska w obszarach górskich.
KR: W GOPR nadzoruję pracę zespołu zajmującego się prognozowanie zagrożenia lawinowego. Dla nas największym wyzwaniem jest pozyskiwanie szerszego spektrum danych, zarówno dotyczących typowych danych meteo, jak i związanych z historią i strukturą pokrywy śnieżnej. Bardzo interesują nas rozwiązania półautomatyczne, jak chociażby dostępne już na rynku lekkie, zminiaturyzowane sondy do pomiaru właściwości pokrywy śnieżnej. Pomiary wykonywane tego typu urządzeniem mogą być wielokrotnie powtarzane, a przesyłanie danych odbywa się za pomocą telefonu komórkowego. Użycie tego typu technik poszerzyłoby naszą wiedzę o strukturze i procesach zachodzących w pokrywie, w znacznie większej rozdzielczości przestrzennej. Oczywiście byłoby to jedynie uzupełnienie aktualnie stosowanych procedur.
Jak wygląda współpraca IMGW ze służbami ratownictwa górskiego?
PC. W tym obszarze dużo się dzieje. Tradycje sięgają jeszcze czasów przed II wojną światową, kiedy służby meteorologiczne współpracowały z Karpacką Komisją Śniegową i Lawinową. Na przestrzeni lat ten obraz się zmieniał, przy czym gorsze okresy nie wynikały moim zdaniem z jakiejś niechęci między służbami, lecz bardziej z uwarunkowań systemowych. W ostatnim czasie Instytut znacznie zwiększył swoją aktywność w tym obszarze, czego efektem jest np. umowa z TOPR z 2020 roku. Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie tego typu systemowa współpraca będzie również sformalizowana z GOPR-em oraz naszymi zagranicznymi sąsiadami. Docelowo chcielibyśmy, aby wszystkie służby w górach porozumiały się w tym zakresie i zaczęły ze sobą ściśle współdziałać. Bo kluczem dla bezpieczeństwa jest szeroka kooperacja i wymiana informacji oraz danych.
KR. Czekamy na te kroki. Mamy nadzieję, że w najbliższym czasie takie porozumienie uda się wypracować. Będzie to dla GOPR z pewnością duże wsparcie. Mamy też własne kontakty ze środowiskiem uczelnianym. Wydaje mi się, że w tym obszarze idziemy w dobrym kierunku i będzie tylko lepiej.
Dziękuję za rozmowę.
Zdjęcie główne: Kamil Szumotalski | Unsplash