Awaria! Awaria!

1 sierpnia 2024
F. Dan Cristian Padure/Unsplash
F. Dan Cristian Padure/Unsplash

IMGW-PIB to jedyna w Polsce instytucja zajmująca się kompleksowych monitoringiem i badaniem stanu atmosfery i hydrosfery. Dzięki rozbudowanej sieci pomiarowo-obserwacyjnej, opartej na najnowszych urządzeniach i rozwiązaniach technologicznych, państwowa służba hydrologiczno-meteorologiczna, którą powierzono IMGW-PIB, realizowana jest w najwyższych międzynarodowych standardach. Cichymi bohaterami tej historii są pracownicy serwisu, którzy bez względu na porę roku, warunki atmosferyczne i zagrożenia docierają do najdalszych zakątków Polski, aby utrzymać właściwe funkcjonowanie sieci.

Anna Goławska: Sieć pomiarowo-obserwacyjna IMGW-PIB to bardzo rozległy system, z wieloma różnymi urządzeniami, która musi być sprawna 24 h na dobę, 365 dni w roku. Jak bardzo istotna jest praca serwisantów i na czym ona polega?

Adam Kilarowicz: Rozległa to mało powiedziane. IMGW-PIB nadzoruje w tej chwili sieć ponad 1800 punktów pomiarowych rozsianych po całej Polsce, a nawet na morzu. Oprócz planowanych kontroli i przeglądów, reagujemy na zgłoszenia naszych synoptyków, którzy na podstawie zewnętrznych źródeł weryfikują stan sieci. Dla przykładu, samych zgłoszeń awaryjnych w 2023 roku było blisko 3 tysiące. Na każde z nich serwis musi zareagować. Naszym zadaniem jest nie tylko nadzór nad bezprzerwowym działaniem danej stacji, aby społeczeństwo mogłoby być informowane o stanie hydrosfery i atmosfery w każdej chwili, ale także pilnowanie jakości danych. Tym co odróżnia sieć IMGW od stacji amatorskich, a nawet większości sieci pomiarowych komercyjnych, jest restrykcyjne podejście do wymagań WMO oraz dbanie o jakość i wiarygodność danych.

Piotr Pokrzywiński: Poszczególne grupy serwisowe operują na mniejszych bądź większych obszarach. Na przykład serwis chojnicki, w którym pracuję, działa na terenie trzech województw: kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego, a zespół składa się z pięciu osób. Stacje są rozlokowane daleko od siebie, więc dojazd do nich to niemała wyprawa. Codziennie musimy być dostępni telefonicznie do godziny 19. W weekendy natomiast są ustalane dyżury, na których czuwamy i interweniujemy kiedy wystąpi zgłoszenie.

Krzysztof Wesoły: Bardzo ważnym i prestiżowym obszarem działania serwisu jest obsługa systemów AWOS znajdujących się na lotniskach. Z tą kwestią wiąże się znaczne obciążenie pracowników – zarówno w kontekście dość stresujących awarii, ale i konieczności pracy w dyżurach przez siedem dni w tygodniu. Może się zdarzyć, że w niedzielę o godzinie 19 trzeba się pakować i jechać do zgłoszenia.

Z jakimi trudnościami wiąże się ten zawód?

AK: Przede wszystkim jest to praca bardzo wymagająca fizycznie. Urządzenia ulegają awarii głównie podczas złych warunków pogodowych, więc wymiana sprzętu przy dziesięciu stopniach mrozu, czy brodząc w lodowatej wodzie, to nasza codzienność. Obiekty bywają trudno dostępne, do wielu można dostać się tylko pieszo. Jak to mówią, im ktoś ma lepsze auto terenowe, tym dalej po niego musi pojechać traktor, w naszym przypadku równie często specjalistyczne pojazdy służby leśnej. Dodatkowo pracujemy na masztach, gdzie o wypadek nie trudno. Ten zawód wymaga dużego skupienia, wielu specjalistycznych szkoleń oraz charakteru.

KW: Bez wątpienia największym utrapieniem jest pogoda. Obsługa sieci telemetrycznej wiąże się z koniecznością pracy w otwartym terenie przez cały rok. Siłą rzeczy deszcz, mróz, upał czy silny wiatr to dla nas chleb powszedni. Do tego dochodzi praca w wysokich górach, gdzie często trzeba dojść na własnych nogach, niosąc na plecach narzędzia. Koledzy z Biura w Gdyni muszą się z kolei mierzyć z Bałtykiem i wszystkim tym, co przynosi morze. Ze względu na odległości między stacjami często pracujemy w nadgodzinach lub też śpimy poza swoim domem.

PP: Uczestniczyłem w naborze serwisantów. Zgłosił się elektronik, który doskonale odpowiadał na pytania, miał doświadczenie i wiedzę idealnie wpisujące się w potrzeby serwisu. Po kilkunastu minutach rozmowy zmierzającej we właściwym kierunku oznajmiłem, że zatrudnienie na tym stanowisku wiąże się z licznymi wyjazdami i delegacjami. Niestety kandydat myślał, że jest to praca na miejscu. Natychmiast oznajmił, że nie może jeździć w teren i rezygnuje. Ta krótka historia pokazuje, że nie jest to praca dla każdego. Serwis stacji pomiarowych to w 90 procentach praca w terenie. Musisz być jednocześnie kierowcą, logistykiem, organizatorem, elektronikiem i elektrykiem.

Czy w ramach swoich zadań operujecie na określonym obszarze, czy zdarzają się sytuacje nadzwyczajne, alarmowe i trzeba jechać na drugą stronę Polski?

KW: Standardowo operujemy na wyznaczonych dla poszczególnych zespołów obszarach. Zdarzają się oczywiście wyjazdy na drugi koniec Polski, ale to są raczej zaplanowane wcześniej akcje. Ostatnio jeden z naszych kolegów z Krakowa, Maciej Struzik, pojechał do Gdyni i dalej na platformę wiertniczą na Bałtyku. Był ciekawy jak to jest na morzu i koledzy z Gdyni umożliwili mu przeżycie tej przygody (śmiech). Trzeba jednak założyć, że mogą się pojawić ekstremalne sytuacje wymagające wyjazdu na drugi koniec Polski. Zdarza się przecież, że koledzy hydrolodzy wspomagają się nawzajem „łapiąc” wysoką wodę. Jeżeli taka woda wyrządzi duże szkody na sieci telemetrycznej, lokalny zespół serwisowy może potrzebować pomocy w odbudowie zniszczonych stacji. Do sytuacji nadzwyczajnych możemy zaliczyć pracę w nocy. Ostatnio diagnozowaliśmy usterkę systemu Ice-Alert na lotnisku w Rzeszowie. Konieczne było zamknięcie obiektu. Zarządca portu umożliwił nam wejście w godzinach nocnych od 1:00 do 4:30. Licząc dojazd i powrót zaliczyliśmy nie dniówkę, a raczej nockę (śmiech).

PP: Nam osobiście nie zdarzyła się sytuacja, że trzeba było jechać bardzo daleko, aby pomóc kolegom z innych ekip. Wyjątkiem są instalacje nowych typów stacji, jak np. na początku lat dwutysięcznych. Montaż i obsługa wszystkich urządzeń wymagała, abyśmy pochylili się nad tym razem, żeby zrobić to jednakowo i zgodnie ze sztuką. Wtedy musieliśmy działać wspólnie. Teraz mamy podobny okres – czas Projektu Ochrony Przeciwpowodziowej Dorzecza Odry i Wisły. Dwa lata temu, w Chojnicach została postawiona pierwsza stacja synoptyczna w ramach w/w projektu. Zaprosiliśmy gości z serwisu z Białegostoku – Tomka Klejnę i Tomka Zakrzewskiego. Była to sytuacja nadzwyczajna, ponieważ koledzy byli bardziej obeznani z nowym sprzętem i w znacznym stopniu pomogli postawić oraz uruchomić stację synoptyczną. Byli oczywiście obecni przedstawiciele firm, którzy dostarczali elementy, ale to wspólna praca kilku serwisów sprawiła, że odnieśliśmy sukces. Sami nie dalibyśmy rady.

Z jakimi awariami spotykacie się najczęściej, czy mieliście do czynienia z jakimiś problemami nadzwyczajnymi?

AK: Najczęstszą awarią jest brak zasilania na stacji. Historii tego typu jest wiele, czy to uszkodzenie naszej linii podczas remontu dróg, czy dewastacje. Nie wpływa to na ciągłość danych, ponieważ wszystkie stacje mają podtrzymanie awaryjne, jednak wymaga od nas natychmiastowej reakcji, ponieważ systemy zapasowe działają tylko przez jakiś czas. Dużym plusem jest to, że znamy dokładnie moment zaniknięcia zasilania, bardzo blisko współpracujemy z gminami i miastami i bardzo często udaje się ustalić sprawcę. Ogólnie nie warto na własną rękę interesować się tym, co jest w środku, nasi pracownicy terenowi bardzo chętnie odpowiedzą na pytania i pokażą jak działa stacja.

KW: Jeżeli chodzi o sytuacje nadzwyczajne w serwisie, to wiążą się one bezpośrednio z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Przykładem może być uszkodzenie stacji telemetrycznej, która w trakcie przechodzenia fali powodziowej jest istotna z punktu widzenia osłony jakiegoś obszaru. W takiej sytuacji robimy wszystko, żeby taką stację uruchomić i w miarę możliwości podtrzymać jej działanie. Specyficznym przypadkiem są awarie na lotniskach. Tam musimy interweniować natychmiast, zwłaszcza jeżeli usterka uniemożliwia prawidłowe zabezpieczenie ruchu lotniczego.

PP: Pamiętam taką sytuację. Wigilia, dzielimy się opłatkiem z rodziną i nagle dzwoni telefon. Z lotniska. Nie działa grupa urządzeń – widzialnościomierz i czujnik wysokości podstawy chmur. Pan, który dzwonił przepraszał, że w takim momencie, ale nie miał innego wyjścia – musiał zgłosić awarię, ponieważ są to kluczowe czujniki dla stacji meteorologicznej na lotnisku. Na szczęście udało się rozwiązać problem przez telefon, zdalnie, dając wskazówki elektrykom portu lotniczego. Inna sytuacja wystąpiła w Darłowie na stacji klimatologicznej. W 2016 roku postawiliśmy pionową siłownię wiatrową, wówczas nowość na naszych obiektach, ciesząc się, że będziemy mogli w taki sposób zaopatrywać czujniki w prąd – niezależnie od sieci energetycznej, ze źródeł naturalnych. Minęło pół roku po instalacji i zimą miały miejsce dwa olbrzymie sztormy. Jeden z nich był tzw. sztormem dziesięciolecia, tak silnym, że przerzucał betonowe trójramienne falochrony, które są układane na brzegach. Średnia prędkość wiatru wynosiła wtedy około 25 m/s. Siłownia wiatrowa uległa trwałemu uszkodzeniu. Łopaty były połamane, słup przewrócony. Wszystkiemu były winne wspomniane warunki sztormowe. Szczęście w nieszczęściu, że elementy upadły nie na pozostałe przyrządy i szafę pomiarową, tylko na drugą stronę. Nie było więcej zniszczeń. To była lekcja i nauka na przyszłość. Obecnie jest tam panel solarny, który sprawuje się na tyle dobrze, że nawet w okresie zimowym stacja nie wymaga doładowywania akumulatora.

Czy każdy może pracować jako serwisant? Wymagane są jakieś określone umiejętności, być może są pewne ograniczenia, które wykluczają, np. lęk wysokości, przestrzeni, brak umiejętności pływania?

PP: Co prawda podczas rozmowy o pracę w serwisie pytamy o lęk wysokości, ale nie jest to cecha dyskwalifikująca. Sam borykam się z tym problemem i uważam, że tylko człowiek nieświadomy zagrożenia będzie mówił, że nie ma lęku wysokości. Osoba wykonująca tę pracę musi mieć po prostu szacunek i respekt do zagrożeń jakie wynikają z danych czynności. Mamy szkolenia, odpowiednio certyfikowany sprzęt wysokościowy, które przechodzi odpowiednie przeglądy. Jeśli chodzi o pływanie, to rzadko zdarza się konieczność wchodzenia do wody. Ostatnio przy zakładaniu stacji hydrologicznych było takich sytuacji więcej, ale w przypadku głębszej wody mamy zawsze wsparcie ekipy hydrologicznej. Spotkałem również osoby, które boją się prądu. Tutaj znów powtórzę – ja także się go boję. Jednak strach ten wynika ze świadomości, co może się stać, jeśli pójdzie coś „nie tak”. Dlatego najważniejsze to starać się wszystko wykonywać zgodnie z zasadami i ze świadomością, że każda sytuacja może generować potencjalne niebezpieczeństwo. Uważam, że każdy może zostać serwisantem. Wystarczy zainteresować się, chcieć zdobyć wiedzę czy otworzyć się na nowe obowiązki. Wszystkiego można się nauczyć, a my z przyjemnością uczymy się od siebie. Wiadomo, elektryk czy elektronik, to wiedza fachowa i ukierunkowana, ale na początek wystarczą podstawy, reszta przychodzi z czasem, doświadczeniem i chęciami.

AK: Pracujemy w wodzie i na wodzie, na wysokościach, mamy do czynienia z owadami, długim przebywaniem na słońcu, mrozem i wzmożonym wysiłkiem fizycznym. Praktycznie codziennie jest wyjazd w teren, co wymaga skupienia, ponieważ podróżowanie samochodem w Polsce potrafi być bardzo stresujące, a praca musi być wykonane z należytą starannością, aby miała sens. Do tego nawet jeśli pierwotnie nie ma się kierunkowego wykształcenia, trzeba być po części mechanikiem, automatykiem, elektronikiem, budowlańcem, ponieważ w terenie trzeba improwizować, a stacja musi działać. Dobrze jest też mieć szacunek do natury, środowiska, aby nie tracić z oczu celu, gdy którąś z kolei godzinę próbuje się uruchomić w mrozie urządzenie na maszcie. Trzeba być również po prostu sprawnym i zdawać sobie sprawę z własnych ograniczeń. Tworzenie zespołu serwisu to dobranie ludzi o różnych umiejętnościach i zainteresowaniach, aby mogli nawzajem się uzupełniać. Nie wszyscy muszą umieć programować i nie wszyscy musza umieć spawać, ale na pewno wszyscy muszą się wspierać.

PP: Co charakteryzuje pracę serwisanta? Cierpliwość. Rozmawiałem ostatnio z kolegą z IT i wspólnie doszliśmy do wniosku, że informatykowi ta cierpliwość jest potrzebna jeszcze bardziej. Przy czym praca serwisowa, związana z elektroniką czy elektryką, jest bardzo wymagająca także pod innym względem. Pracujemy z niezwykle drogim sprzętem. Można łatwo coś zepsuć. Wiatromierz to kilkanaście tysięcy złotych, małe urządzenie do mierzenia wysokości pokrywy śnieżnej kosztuje około 30 tysięcy złotych, a wyglądem przypomina kamerkę. Rejestratory i inne przyrządy, które są równie kosztowne, przepalają się i psują od jednego małego błędu czy niedopatrzenia. I są to po prostu błędy nieodwracalne, które łatwo popełnić nieświadomie. Podłączenie układu o niskim napięciu do sieci, gdzie to napięcie jest wyższe, spowodowałoby ogromne straty. Wiedza i wyobraźnia jest bardzo mile widziana. Wiedza, doświadczenie, edukacja kierunkowa są w serwisie konieczne. Pomiary manualne powoli odchodzą. Czujniki, elektronika i automatyzacja to przyszłość. Te dwa argumenty to tylko początek uzasadniania czy praca serwisanta jest potrzebna. Jest i będzie niezbędna.

Praca w terenie to jedno, ale czy poza wyjazdami macie również określone zadania do wykonania w siedzibie firmy?

AK: Oczywiście prace biurowe i raportowanie naszej pracy to bardzo ważny element naszych obowiązków. Procedury wymagają rozliczenia się z każdego przejechanego kilometra, udokumentowania dnia pracy stosownym raportem oraz uzupełnienia stanu sieci. Każde urządzenie jest w ewidencji, każda stacja jest kontrolowana w określonym czasookresie i historia naszych ingerencji musi być widoczna. Wymiana urządzenia wiążę się z zmianą certyfikatu i poprawek danego urządzenia i czas tej zmiany musi być dostępny. Inaczej prace naukowe byłyby obarczone dużą dozą niepewności. Jednym z naszych zadania jest udostępnienie historii danej lokalizacji, aby udowodnić wiarygodność danych. Do tego dochodzi współpraca z innymi jednostkami. Często nasi serwisanci wspomagają swoją wiedzą z zakresu urządzeń inne instytucje, aby dać odpowiedni wkład do projektów naukowych czy inwestycji. Jak mówiłem, ciężko u nas o nudę.

KW: Co rozumiemy przez dokumentowanie naszej pracy? Lub też czym jest praca biurowa w serwisie? Aby wyjechać – musimy szczegółowo wypełnić polecenie wyjazdu. Następnie z magazynu – tego realnego, ale i tego w systemach – trzeba pobrać niezbędne elementy, które umożliwią naprawę czy konserwację stacji. Po powrocie konieczne jest sprawozdanie z przeprowadzonych prac i zaplanowanie kolejnych, co wiąże się z kolejną „papierologią”. Jednak to czynności już na końcu „łańcucha”. Wcześniej mamy do czynienia z fakturami, badaniami rynku, zamawianiem części, uzupełnianiem braków czy uzupełnianiem aktualności w procedurach i instrukcjach. W naszym serwisie, aby ta praca przebiegała płynnie, większość tych obowiązków biorę na siebie. Rozliczenia delegacji, sprawozdania w systemach, księgowości, magazynach. Są oczywiście czynności, które każdy musi wykonać w swoim imieniu i za siebie. Staram się jednak odciążać zespół jak to tylko możliwe, bo najważniejsza jest praca w terenie.

Jak jesteście postrzegani przez społeczeństwo? Wiedzą kim jesteście, jaką pracę wykonujecie? Czy zdarzają się jakieś sytuacji konfliktowe, nieprzyjemne?

AK: Moje doświadczenia pokazują, że ludzie są raczej zaciekawieni i życzliwi. Często jestem zaskoczony ich wiedzą z zakresu meteorologii czy hydrologii, ponieważ potrafią zadać bardzo konkretne i trudne pytania. Widać wyraźnie, że Instytut jest dobrze postrzegany i nie spotykamy się z negatywnymi opiniami twarzą w twarz. W sieciach społecznościowych, gdzie jest anonimowość, sprawa wygląda gorzej, ale taka jest specyfika tego medium.

Macie jakiś apel do ludzi, którzy niszczą – świadomie lub nieświadomie – infrastrukturę pomiarową IMGW?

KW: Na całe szczęście jest to zjawisko coraz rzadsze, co nie zmienia faktu, że takie zdarzenia niestety mają miejsce. Osoby, które dewastują naszą infrastrukturę muszą mieć świadomość, że koszty odbudowy zniszczonej infrastruktury są wysokie. Ale skutki takich działań mogą być poważniejsze. Zniszczona stacja to brak wiedzy o zbliżającym się niebezpieczeństwie i brak ostrzeżeń. Dane z sieci pomiarowo-obserwacyjnej IMGW pomagają ludziom uzyskać odszkodowanie za szkody wyrządzone przez naturę. Naprawdę nie warto niszczyć czegoś, co służy wspólnemu dobru.

PP: Czujniki i przyrządy pomiarowe to nie są rzeczy przydatne w domu. Nie ma po co ich zabierać ze sobą. Ogrodzenia, kable i inne elementy łatwo się niszczy, dużo trudniej przywraca do działania. Nie warto pozbawiać się wiedzy, a stacje służą temu, aby wiedzieć. Wiedzieć, korzystać z danych, informacji i być bezpiecznym.

Czy to jest wasza praca marzeń i nie zamienilibyście jej na żadną inną?

PP: Do IMGW trafiłem w 1993 roku. Przyszedłem z założeniem, że to na dwa tygodnie, na próbę. Poznałem pracę obserwatora i hydrologa, ale od początku było mówione, że to serwis, naprawa sprzętu i obsługa komputerów są moim zadaniem głównym. Było nas kilku zatrudnionych w takiej właśnie roli na terenie wszystkich oddziałów serwisu w Polsce. Po 1997 roku, kiedy po powodzi zaczęto doposażać stacje, zwrócono uwagę na służbę i wagę tej działalności. Wtedy rozwój sieci i elektronika na stacjach zagościły na dobre, a my po dziś dzień mamy pełne ręce pracy. Ciężkiej pracy, dzięki której już w wielu momentach Instytut okazał się skuteczny w przewidywaniu i prognozowaniu niebezpieczeństw. Dopiero skrajne sytuacje pokazują jak ta praca jest potrzebna i konieczna.

AK: Ten zawód daje mi poczucie celu, że robię coś dla innych. Stawia wyzwania, które nie tylko pozwalają mi się spełniać się jako automatyk, ale też jako zaradny człowiek. Od zawsze interesowałem się nauką, ale jako inżynier lubię bardziej bezpośredni kontakt z urządzeniami niż tylko pracę projektową. Uwielbiam też wymyślać nietypowe rozwiązania oraz pokonywać trudności, co sprawia mi ogromną satysfakcję każdego dnia. I coś czego nie da się kupić – kontakt z naturą oraz wspaniałymi ludzi. Zwiedziłem mnóstwo ciekawych miejsc i widzę jak Polska się zmieniła przez te 12 lat. Z roku na rok jest u nas piękniej. Do szczęścia brakuje tylko jeszcze lepszej pogody. Czego sobie i wszystkim życzę.

KW: Na pewno jest to praca, która daje dużo satysfakcji i jeżeli ktoś chce, może się rozwijać. Osoby, które nie lubią monotonii w życiu poczują się spełnione. Różnorodność zadań i problemów cały czas nas zaskakuje. Na chwilę obecną niewielu z nas decyduje się na zmianę miejsca zatrudnienia więc można założyć, że raczej nie zamienilibyśmy jej na żadną inną.

Zdjęcia z archiwum prywatnego: Adam Kilarowicz, Michał Miotke, Leszek Kostrzębski, Aleksander Dombrowski.

(Visited 925 times, 1 visits today)

Don't Miss